W świetle kodeksu pracy gwarantowana wysokość wynagrodzenia nazywana jest płacą minimalną. Nad jej wielkością od lat toczą się burzliwe dyskusje między związkami pracodawców, rządem a związkami zawodowymi. Tym razem strony szybko doszły do porozumienia i rok 2019 okaże się pomyślny dla tych, którzy zarabiają najmniej.
NSZZ "Solidarność" postuluje za wprowadzeniem płacy minimalnej w wysokości przeciętnego wynagrodzenia podawanego przez GUS. Główny Urząd Statystyczny podał, że przeciętne wynagrodzenie miesięczne wynosiło w sierpniu 2018 r. 4800 zł. Ogłoszona płaca minimalna zbliża się do tej kwoty, więc związkowcy mają poczucie osiągnięcia konsensusu.
Po Nowym Roku pracownicy będą mogli spodziewać się pensji w wysokości przynajmniej 2250 zł brutto, a minimalna stawka godzinowa dla zleceniobiorców i samozatrudnionych wzrośnie z 13,70 zł do 14,50 zł brutto. Polska jest krajem, w którym odsetek pobierających minimalne świadczenie jest wysoki. Dane Eurostatu z 2014 roku pokazują, że aż 12% polskich pracowników musi pobierać najmniejsze pobory. To znacząca grupa, więc decyzja rządu niesie za sobą szereg konsekwencji.
Dla pracodawców podwyżka stawki oznacza podniesienie kosztów zatrudnienia pracownika o 180 złotych. Zdaje się jednak, że przełknięcie gorzkiej pigułki będzie dla pracodawców koniecznością. Eksperci rynku pracy podkreślają, że trudności w pozyskaniu pracownika nadal będą główną bolączką przedsiębiorstw. Nie należy zatem spodziewać się fali zwolnień.
Wysokość płacy minimalnej jest jednym ze wskaźników branych pod uwagę przy ustalaniu wielkości świadczeń socjalnych, dlatego podwyżka wynagrodzeń oznacza także większe wydatki budżetu. Z drugiej zaś strony, 40% wynagrodzenia jest opodatkowana, więc im wyższa płaca, tym wyższe wpływy do budżetu. Okazuje się więc, że decyzja o podniesieniu płacy minimalnej podyktowana jest głównie chęcią znalezienie źródła finansowania kosztownej polityki społecznej na przedsiębiorców.
powrót